Moja historia, cz. 2
Moja historia
Część 2
Pisząc pierwszą część mojej historii, skończyłam na spotkaniu z moim nowym panem. Potem oboje z panią zabrali mnie do takiego dużego pudła na kółkach, nazywanym autem. Kiedy ruszyliśmy, przestraszyłam się troszkę i zaczęłam piszczeć. Chyba pojawiły mi się jakieś przebłyski z przeszłości. Już kiedyś prawdopodobnie byłam, w takiej jeżdżącej maszynie. Czasami mi się śniło, że jakieś inne człowieki, mnie z takiego auta wyrzucają... Do dziś nie wiem, czy to sny, czy wspomnienia. Na szczęście moi nowi przyjaciele potrafili mnie uspokoić. Powiedzieli takim niskim, ciepłym głosem, że wszystko będzie dobrze i zrobiło mi się lepiej, tylko że...po drodze zdarzył mi się mały mokry wypadek. Na szczęście nikt się tym zbytnio nie przejął i było mi troszkę mniej wstyd. Jechaliśmy już jakiś czas, aż skręciliśmy w dróżkę prowadzącą do lasu. Znowu przeszły mnie ciarki po pleckach, ale okazało się, że dojechaliśmy w miejsce, zwane cmentarzem. I nie był to zwykły cmentarz, tylko cmentarz dla zwierzaków. Państwo mi powiedzieli, że odwiedzamy tu pewną psinkę, którą bardzo kochali i która niedawno od nich odeszła. Nazywała się Buffi. Mój Pan czasami mówi, że ją przypominam. Ciężko będzie dorównać takiemu pieskowi, któremu człowieki oddali tyle miłości. Bardzo wtedy chciałam, żeby i mnie tak pokochali... I dziś mogę powiedzieć, że... pokochali! Z cmentarza pojechaliśmy do rodzinnego domku mojej Pani. Poznałam tam ciocię Roksanę, wujka Radka i psiego kuzyna Bazyla, z którym na początku się nie dogadywałam, a teraz jesteśmy najlepszymi kumplami! Ale żebyśmy mogli się przyjaźnić, przyjechał jeszcze taki jeden pan, który nam wytłumaczył, że nie powinniśmy się kłócić i takie tam... Opowiem Wam to następnym razem. Po wejściu do domku, gdzie mieszkał Bazyl, od razu się z nim posprzeczaliśmy. Były zęby i w ogóle. Musieliśmy pobyć trochę osobno, zbyt dużo wrażeń, jak na jeden dzień. A do tego zabrano mnie do takiej dużej miski, zwanej wanną i zostałam w niej wykąpana! - Jak ja tego nie lubię! Co ludzie mają do naturalnego i swojskiego zapaszku?! Po wszystkim biegałam jak oszalała, by pozbyć się tego smrodu szamponu, którym mnie wysmarowali. Jak ja chciałam się wytarzać w jakieś padlince, czy w innym pachnącym rarytasie. Kolejnym naszym przystankiem był z kolei rodzinny domek mojego nowego pana... Jeju, ile tam było ludzi! Ale postanowiłam być przyjazna i przywitałam wszystkich mokrym lizem. Tu poznałam właśnie moją ulubioną ludzką przyjaciółkę (oczywiście poza moim państwem) - Asię, z którą bawię się przy każdych odwiedzinach. Ciągle powtarza, że jestem cudna, słodka i mądra - fajnie być tak chwalonym. Cały dzień spędziłam na poznawaniu nowych ludzi. Byłam taka zmęczona, że weszłam na kanapę do mojego nowego pana i od razu przy nim zasnęłam. Czułam się taka spokojna i bezpieczna. Przyjemne uczucie.
W tym momencie muszę przerwać. Obowiązki wzywają. Mam kilka kości do obgryzienia, parę zabawek do rozszarpania, sami rozumiecie... Postaram się, jak najszybciej napisać kolejną część. Pozdrawiam Kochani mega lizem! A poniżej kolejne zdjęcia z dnia, w którym znalazłam nowy dom.
fot. by D.K.
Komentarze
Prześlij komentarz